Cześć!
Ostatnio poczyniłam pewne odkrycie w moim pudle z kosmetykami. Pisałam kiedyś, że jestem maskaromanką i z nudów chciałam spróbować czegoś nowego. Sięgnęłam po maskarę MIYO i muszę przyznać, że okazała się naprawdę dobra. Dlaczego? Co mi się w niej spodobało? O tym w dalszej części posta. Zapraszam! ;)
Maskarę MIYO Big Fat Smoky Lashes dostałam na jednym z jesiennych spotkań blogerskich. Z racji, że mam już ponad 10 maskar, których używam na zmianę zależnie od humoru, to grzecznie wylądowała w pudełeczku i czekała na swoją kolej. Jak już napisałam, w pewnym momencie miałam ochotę spróbować czegoś nowego (tiaaa, bo jakbym to ja w ogóle nie próbowała żadnych nowości xD) i stwierdziłam, że dam jej szansę. Okazała się być całkiem niezła i polubiłam ją.
Big Fat Smoky Lashes Mascara absolutnie więcej czerni niż zwykle!
Rewolucyjna silikonowa szczoteczka Volume Tricky Brush.
200% więcej objętości bez efektu sklejonych rzęs.
Testowany okulistycznie
Poj. 10ml
INCI: AQUA, CI 77499, SYNTHETIC BEESWAX, PARAFFIN, GLYCERYL STEARATE, ACACIA SENEGAL GUM, BUTYLENE GLYCOL, ORYZA SATIVA CERA, STEARIC ACID, PALMITIC ACID, POLYBUTENE, VP/EICOSENE COPOLYMER, COPERNICIA CERIFERA CERA, PHENOXYETHANOL, AMINOMETHYL PROPANOL, HYDROXYETHYLCELLULOSE, TROPOLONE
Szczoteczka silikonowa, czyli taka jaką lubię najbardziej, bo uważam, że właśnie takie najlepiej rozczesują rzęsy. Ta również spełnia swoje zadanie bez zarzutu.
Sam tusz jest z rodzaju tych bardziej suchych, co mi nie do końca odpowiada, bo wolę te bardziej mokre, kremowe. Oczywiście zadaniem właśnie takiej konsystencji jest maksymalne pogrubienie rzęs i to również zapewnia nam maskara MIYO.
Jednak podczas aplikacji polecam się skupić. Jest to jedyny mój zarzut co do tej maskary - jeśli nie zdejmiemy ze szczoteczki nadmiaru tuszu i nieuważnie wytuszujemy rzęsy, to mogą powstać grudki. Natomiast gdy poświęcimy na to więcej uwagi, to rzęsy będą naprawdę idealnie podkreślone. Warto.
Efekt zostawię Wam do oceny. Mnie jak najbardziej zadowolił, bo moje rzęsy są pogrubione, podkręcone i lekko wydłużone. Nie lubię przesady na rzęsach, więc ja aplikację kończę na dwóch lub najwyżej trzech warstwach i taki efekt pokazuję.
Co do trwałości również nie mogę się przyczepić. Maskara zostaje na rzęsach cały dzień - ani się nie rozmazuje ani nie kruszy.
Przy zmywaniu z łatwością poddaje się mojemu dwufazowemu płynowi do demakijażu od Yves Rocher bez konieczności pocierania.
Podsumowując za cenę 9,49zł (cena ze strony pierrerene.pl) otrzymujemy bardzo dobry produkt, który bez zarzutu spełnia swoje zadanie. Obietnice producenta są spełnione - rzęsy są widocznie czarne, pogrubione i podkręcone, a do tego pięknie rozczesane.
Ogółem jest to produkt niemalże idealny - niska cena, świetny efekt, i szczerze go Wam polecam! :)
Znacie tę maskarę MIYO? A może polecacie jakąś inną? Chętnie poczytam o Waszych doświadczeniach!
Domi.
Trzeba będzie zakupić. Świetna recenzja!
OdpowiedzUsuńwarto spróbować ;) warto.
Usuńod dłuższego czasu planuję go kupić:)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie
no to najwyższa pora zainwestować tą zawrotną kwotę ;)
Usuń