Dopadła mnie SESJA, więc to chyba mówi samo za siebie. W tym tygodniu mi się wszystko zaczęło. Już z pierwszych dwóch zaliczeń mam zapowiedziane poprawki, więc jest no ciężko. Czasami tu zajrzę na Wasze blogi, w ramach relaksu, ale tak całkowicie wrócę w okolicach 22.06. Może w międzyczasie coś wrzucę, ale to się okaże, bo trochę cięższa ta sesja niż myślałam. Dlatego PRZEPRASZAM, ale obiecuję wrócić, więc zostańcie ze mną. ;)
Dla ciekawskich dalsza część posta trochę z życia wzięta i dowiecie się czegoś nowego o mnie, więc zapraszam zainteresowanych. ;)
Coś czego o mnie nie wiecie, to lubię chodzić na koncerty, ale dobre koncerty. Niby jestem taka grzeczna i poukładana i tu makijaże i spódniczki, ale czasami lubię się tak rzucić w tłum na koncercie i totalnie "zbydlić", bo właśnie tak wyglądają koncerty tych ostrzejszych kapel. Pogo, pot, błoto, fale, krzyk - to jest prawdziwa energia, żywioł i właśnie tak dla mnie smakuje imprezowe życie.
Drugiego dnia było ciężko, ze względu na pogodę, ale i tak ludzie bawili się w tym "cuchnącym bagnie", bo w końcu to był HIM i następujące po nich 3 Doors Down.
Kalosze były dobrym pomysłem, ale ja nie posiadam, to musiały wystarczyć stare trampki, które jakoś doprały się pod prysznicem xD.
Trzeci dzień sobie odpuściłam, po tych wrażeniach drugiego dnia, a poza tym koncerty gwiazd zostały odwołane.
Za to pierwszego dnia... aż tyle wygrałam!
Generalnie miałam dylemat czy żałować, że poszłam w tym roku czy nie, ale ta złapana kostka Bullet for My Valentine, czyli jednego z moich ulubionych zespołów chyba mówi sama za siebie, że absolutnie nie żałuję i że warto było się w tym "bagnie" potaplać.
Wczoraj poszłam na Impact Fest. Na drugi dzień tylko, bo pierwszego dnia grali Slayer i Korn, których już na Ursynaliach widziałam, a Rammsteina nie lubię.
Widziałam w końcu Paramore. To kolejny raz jak odwiedzili Polskę, ale wcześniej jakoś nie mogłam iść.
Chociaż pierwszą piosenkę - Misery business, Hayley kompletnie zwaliła, to ogólnie koncert był udany i dali czadu. Jedynie tłum był strasznie drętwy i w ogóle nie dało się bawić, bo ludzie stali jak te słupy - szkoda.
Na 30 Seconds to Mars tłum trochę ożył, ale i tak ciągle słyszałam narzekania gimbazy, żeby ich nie popychać. Śmiać mi się chciało, bo tak wygląda przecież koncert, że ludzie się bawią i przepychają, a poza tym, to tu było baaardzo grzecznie w porównaniu do koncertów, na których byłam wcześniej - Korn będzie tu idealnym przykładem, bo tam to po prostu strach, bo ludzie aż tak świrują.
Jared jak najbardziej dał radę i koncert był świetny. Wychwalał Polskę i nasze pierogi. Byłam z 2 metry od niego, jak zszedł do tłumu, więc śmiało mogę powiedzieć, że Jared jest faktycznie piękny xD. Jestem jedynie rozczarowana, że nie zagrali Hurricane.
Pęka mi jednak serduszko, bo jeszcze miałam jechać 18.06 do Łodzi na koncert Green Day, ale sesja pokrzyżowała moje plany i sprzedałam mój bilet. Jestem niepocieszona, bo im do Polski nigdy nie było po drodze i nie wiem czy w ogóle jeszcze tu wrócą. Szkoda.
Nie mogłam też być na Orange Warsaw na koncercie The Offspring i też mi smutno z tego powodu, bo oni to już w ogóle w trasy prawie nie jeżdżą.
Jednak z cyklu moich koncertowych życzeń, to już trochę tego spełniłam...
2011: Korn, Guano Apes, Alter Bridge, Simple Plan
2012: Slayer, Limp Bizkit, Nightwish, Billy Talent, Garbage, Linkin Park
2013: Motorhead, Bullet for My Valentine, HIM, 3 Doors Down, Paramore, 30 Seconds to Mars
2012: Slayer, Limp Bizkit, Nightwish, Billy Talent, Garbage, Linkin Park
2013: Motorhead, Bullet for My Valentine, HIM, 3 Doors Down, Paramore, 30 Seconds to Mars
Czekam jeszcze na Flyleaf, Evanescence, Blink 182, Maroon 5 i mam nadzieję, że Offspring, Papa Roach i Green Day(!) jeszcze wrócą kiedyś...
Makijaże jakie widziałam wczoraj, to generalnie ręce mi opadały niekiedy, bo kreska robiona na powiece, a nie po linii rzęs, to był częsty przypadek. Generalnie dominują wszelkie kreski na takich koncertach i ja się trochę wyróżniałam moich smoczkiem. Po sesji może wrzucę jaki makijaż proponuję na takie koncerty, jeśli nie zapomnę.
A Wy chodzicie na koncerty?
Domi.
To powodzenia, szybkiego zaliczenia i przebiegu sesji... Już zapomniałam, jak to jest...
OdpowiedzUsuńŚwietnie Cię rozumiem, bo sama mam teraz ciężej w sesji. Kiedyś słyszałam, ze z każdym semestrem jest lepiej a jednak jest inaczej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam;)
rozumiem... też mam sesje... koszmar...
OdpowiedzUsuńPowodzenia Ci życzę na sesji u mnie też powoli się zaczyna i od poniedziałku życia nie będę mieć, a tu jeszcze praca.
OdpowiedzUsuńJa ostatnio zaczęłam chodzić na koncerty hip hopowe i zaczęłam od legendy bo OSTRego ;D
hahahha :D kalosze by Ci sie przydały.powodzenia z sesja;)
OdpowiedzUsuńpowodzonkaaa dasz radę :))))))
OdpowiedzUsuńoj sesja sesja!
OdpowiedzUsuńznane i lubiane kapele... bynajmniej przeze mnie ;) zazdroszczę! ja byłam trzy lata temu na soniesphere festival w warszawie, wtedy grała moja kochana metallica ;) był też reszta wielkiej czworki trash metalu i behemoth jako support. słodko było ;) teraz trochę mi się trochę życie na wolneijsze obroty przestawia, to i na koncerty będzie czas ;) londyn czeka! ;)
OdpowiedzUsuńmnie tez ostatnio dopada brak czasu pogoda w Irlandii jest piekna prawdziwe lato o jakich sie tu marzy a w Pl na odwrot deszcz i deszcz;) Zdjecia sa boskie,ciekawa jestem jak domyliscie te buty cale w blocie;)
OdpowiedzUsuńPowodzenia...:)
OdpowiedzUsuńA błotko super...:)
Wiem co czujesz, mój blog też będzie cierpiał. Np dziś, esej do napisania ...
OdpowiedzUsuńaaaaaaaaaaa niesamowicie Ci zazdroszczę też kocham koncerty! Twoja lista jest imponująca. Korn, Limp Bizkit, itd nie będę wymieniać moich koncertów marzeń ^^ Faktycznie kalosze by się jednak przydały:) Ahh super klimaty, naszło mnie na refleksje bo już dawno na żadnym koncercie nie byłam :)
OdpowiedzUsuńUdanego spotkanie blogerek, Dominiko :)
OdpowiedzUsuńSama chciałabym ruszyć na koncert Depeche Mode...
OdpowiedzUsuńglamdiva.pl